Porozmawiajmy o setkach nieprzespanych nocy,
o krwistoczerwonych oczach szczypiących od płaczu. Porozmawiajmy o moim
pustym odbiciu w lustrze, o poranionych nadgarstkach i krwawiących
wargach. Porozmawiajmy o śmierci z tęsknoty. Porozmawiajmy o tym,
dlaczego nie potrafiliście kochać, o tym dlaczego kazaliście wierzyć mi w
wieczną miłość, przyjaźń. Porozmawiajmy o tym dlaczego byliśmy paradoksem, o tym
dlaczego jestem taką idiotką. Porozmawiajmy o wspomnieniach, które
odbijają się echem w mojej głowie, niczym niemy krzyk. Porozmawiajmy o
szczęśliwych zakończeniach, których nie ma. Porozmawiajmy o Waszych pożegnaniach i o słowach, które wtedy padły. Porozmawiajmy o moim sercu,
które wrzuciliście do pierwszego lepszego śmietnika, o bólu otwierania
powiek. Porozmawiajmy o kłamstwach i wiecznych nadziejach wypełniających
mnie całą. Porozmawiajmy o uczuciach, które zdeptaliście, bo tak bardzo Was uwierały. Jeśli macie w sobie tyle odwagi to porozmawiajmy.
Posłuchacie, jak trudno jest mi zapomnieć. Próbowałam wszystkiego i nic nie daje mi sytego ukojenia.. Nic i nikt nie pozwala mi zapomnieć jak bardzo mnie zraniliście i nadal to robicie.. Czy wy na prawdę tego nie zauważacie?! Codziennie przechodząc obok mnie widzicie moją walkę z uśmiechem, moją smutną twarz a pomimo tego nie pomagacie. Po prostu powiecie kolejną plotkę lub zapytacie głupio:
-Co u ciebie? - i na tym cała rozmowa się zakończy. A ja na drugi dzień od innych osób usłyszę jak to "przyjaciele" potrafią opowiadać moje "fakty" z życia. Nic nie wiecie! Pękam od środka, zalana litrami łez, ale was to nie obchodzi. Nie obchodzi was to, że wieczorami, gdy na ścianę wkrada się cień zaciskam z całych sił kołdrę, by tylko nie dotknęły mnie. Wybucham kolejnym płaczem, który jest egzystencją mojego marnego życia. Demony powracają a wraz z nimi Wy - i po co mi to, co? Po cholerę chcecie znowuż to brać udział w moim życiu, gdy powolnym etapem unosiłam się. Gdy wrak mojej istoty odbudowywał malutkimi kawałeczkami kolejne części zaufania, radości, miłości, szczęścia - wszystkiego, co miałam dawniej. A teraz? Jesteście WY - pierdoleni obłudnicy, którzy potrafią tylko kłamać, przyzwyczajać. Czemu wybraliście sobie mnie na worek treningowy? Przecież mam uczucia - bynajmniej miałam, póki nie wsadziliście w moją duszę tę brudną dłoń i nie wyciągnęliście tak po prostu całe moje dotychczasowe szczęście, nawet nie dziękując za nie. Boli mnie.. Wszystko mnie boli - każdy dech, przy którym kości strzelają niczym stąpanie po suchych gałęziach. Serce, z którego już tak mało krwi wypływa, wargi, z których wylewa się tylko ropa, bo i tam zabrakło również czerwonej mazi. Zaciśnięte powieki, by tylko nikt nie widział mojego bólu - gdy zajrzysz w ich głąb, ujrzysz całe moje cierpienie.. Oszczędzę ci tego, pomimo, że cię nie znam, nie dam ci cierpieć jak ja. Bo ty nie masz bladego pojęcia jak to jest wykłócać się z Bogiem o normalne życie, pieczętując to wylaniem kolejnych litrów łez, z pięściami w ustach, żeby nikt nie słyszał, jak bardzo krzyk rozsadza Ci płuca. Może nie potrafię przyjąć do wiadomości
pewnych rzeczy? Wypieram się, że jestem zbyt młoda, by to ogarnąć – a
tak naprawdę nie chce ich zrozumieć. Nie chcę cierpieć. Przez ten cały
czas zrobiłam sobie barierę ochroną – widocznie jest nieszczelna
Najwyraźniej to wszystko musi się zjebać. Życie robi ze mnie
pośmiewisko. Podstawia mi kłody pod nogi. I co sobie myśli? Że się przeciwstawię? Chyba prędzej wyciągnę białą flagę – a wiesz dlaczego?
Już nie mam siły. Tyle przeciwności losu. Mówią, że jesteś bardziej
odporny na ból jak często upadasz. Tylko chodzi o to, że ten enty raz
nie masz siły wstać. Klęska daje kopa w dupę, by stawiać czoła szarej
rzeczywistości – to już przeżytek,gówno, a nie prawda. Gdzie byliście, kiedy otwierałam szeroko okno i
siadałam na parapecie zastanawiając się czy z niego skoczyć. Gdzie
byliście, kiedy uczucia i wspomnienia wykradły ze mnie jakiekolwiek chęci
do życia, kiedy zastanawiałam się czy ktokolwiek za mną zatęskni, kiedy
mnie już nie będzie. Czy ktokolwiek będzie płakał? Czy na Waszej twarzy
zagości smutek? Czy przyjdziecie na mój pogrzeb i w płaczu nieba położycie białą różę na grób? Czy z Waszych oczu popłyną łzy? Czy będziecie bić się
w pierś, że to Wasza wina? Czy poczujecie ten okropny ból, który mnie
trzymał za rękę cały czas? Będziecie żałować, że nie zdążyliście powiedzieć
'nie odchodź'? Czy wspomnienia przyprawią Was o łzy? Czy wykrzyczycie
całemu światu jak bardzo kochaliście jednocześnie nie umiejąc? Czy Wasze
serce pęknie na pół, kiedy usłyszycie, że nie potrafiłam bez Was żyć i
dlatego umarłam? Gdzie jesteście, kiedy wyciągam dłoń w Waszym kierunku,
chcąc złapać szczęście a łapię tylko powietrze? Was nie ma, a ja
każdego dnia zastanawiam się czy skoczyć.. Samotność, znasz to, prawda? Doskonale znasz
samotne i puste wieczory. Kiedy siedzisz na parapecie z z kubkiem
gorącej herbaty, która parzy Twoje dłonie, a Ty tego nie odczuwasz.
Doskonale znasz ciemność, w której szukasz drugiej dłoni, a jej nie
znajdujesz. Doskonale wiesz jak boli, kiedy z Twoich oczu płyną łzy, a
nie ma kto ich ocierać z Twojego policzka. Doskonale znasz ten stan,
kiedy nie ma sensu się budzić, bo zwyczajnie nie masz powodu by wstać.
To ten stan kiedy masz ochotę utopić ból w wódce, a łzy osuszyć
papierosem. Obumierasz, a może już umarłeś, bo nie czujesz, że żyjesz,
bo nie masz czym oddychać. Stąpasz po ścieżce życia sam i kiedy upadasz
nie ma Cię kto podnieść, cierpisz i wewnętrznie krwawisz. Samotność, tak
bardzo to znasz. Zamyka Twoje powieki wieczorem by rano na nowo je
otworzyć. Otacza Twoje serce, które bije od niechcenia. Samotność, Moje
drugie imię.
Kiedyś słyszałam, że po burzy wychodzi tęcza.. Więc gdzie ona do cholery jest?!