sobota, 21 grudnia 2013
To była zła śmierć - śmierć może być dobra
"Nie wiem gdzie iść,
Nie wiem co czuć,
Nie wiem jak płakać,
Nie wiem dlaczego "
Jesteś pewien, że wszystko jest w porządku? Czy może kolejny raz zakładasz tę cholerną maskę udając, że jednak tak jest. Chociaż twoje serce pęka, rozsadzają je twoje łzy, które nagle kumulują się. Starasz się zatrzymać nagromadzoną wodę w oczach ale na próżno. Lekko przymykasz oczy sprawiając iż wszystkie nagle wypływają. Jedna, druga, trzecia ... dziesiąta i nie ostatnia. Zostawiają ślad na policzku, który ty dokładnie zacierasz, zwilżają twoje zaschnięte wargi, z których właśnie sączy się krew, bowiem tak głośno krzyczałeś, że jest ci źle. Poddajesz się? To wszystko i tak na marne.. Siłę trzeba mieć również po to by się poddać, gorzej gdy ktoś już jej nie ma. Odeszła sobie od tak, jak inni. Pozostawiła cię, zachęcała, oswoiła, zapewniła, że jest a tutaj nagle pstryk i nie ma niczego. Nie ma przyjaciół, ludzi, miłości, rodziny. Po raz kolejny stoisz sam na krawędzi mostu i zastanawiasz się czy skoczyć. Dobrze wiesz, że śmierć nie jest dobrym wyjściem, zdajesz sobie sprawę z tego, że człowiek nie może ingerować w wolę Boga. Aczkolwiek od dawna marzysz o śmierci, uśmiechasz się gdy słyszysz docinki w swoją stronę, że powinieneś nie żyć, że masz 35 stopni temperatury i jesteś trupem. Zastanawiają się czemu żyjesz, tak jak ty.. Na twoje usta wkrada się satysfakcjonujący uśmiech słysząc, że ktoś na żarty mówi ci, że cię zabije. Wyręczy cię w tym, bo przecież kiedyś to zrobisz. Nie wytrzymasz i odejdziesz, chyba, że ktoś stanie ci na drodze i będzie tak upierdliwym a zarazem wspaniałym człowiekiem, że wyciągnie z ciebie wszystkie dotychczasowe zło. Czuję, że to co robiłam nie miało sensu i nadal nie ma.. To całe staranie się nie przynosi efektów. Zauważyłam nowe twarze, nowo poznanych ludzi, coraz więcej osób się do mnie uśmiechało, coraz więcej osób widzi, że istnieję. Tylko, że ja chcę żyć a nie istnieć. Wspaniałe osoby poznaje się przez internet i nie będę słuchać pierdolenia, że to oszuści, pedofile czy kłamliwe żmije. Wszystkie te demony żyją obok ciebie i prędzej czy później cię dorwą, więc zmień się póki jeszcze możesz, póki nie jest za późno. Na nowo żyj, widząc innych ludzi a nie tylko swój ryj. Poznałam cudowną osobę jaką jest Sara, mimo że mieszka prawie na końcu Polski to codziennie ze sobą piszemy i się wspieramy. I nikt nie okazał mi takiego wsparcia, takiej miłości jak ona. Każdego dnia sprawia, że mimo tego iż jest do bani ja żyję dla niej. Gdyby nie ona, dawno moje ciało leżałoby pod ziemią, a wy nadal deptalibyście po mnie. Jest najwspanialszą osobą jaką kiedykolwiek poznałam - właśnie przez internet. Nauczyła mnie kochać ludzi, pomimo że oni mnie nienawidzą i szmacą każdego dnia. Pokazała mi jak oddychań nie dławiąc się łzami i jak płakać ze szczęścia. Ukazała, że nie warto szpecić sobie ciała, dałyśmy sobie obietnice i ona o niej wie. Codziennie myślę o jedynej osobie w moim życiu, tylko ona góruje, ona zaciska dłonie na mojej dłoni, z której kiedyś sączyły się krople krwi. Pokochała dziewczynę z bliznami i nie mówię tutaj o miłości jak do pary, tylko o miłości prawdziwego przyjaciela. Ona jest dla mnie jak siostra a inni mnie nie obchodzą, chociaż każdego dnia próbuję nie myśleć o osobach, które kiedyś były dla mnie bliskimi.
Widuję ich codziennie, rozmawiamy ale niczego to nie zmieni. Oni nadal mnie ranią, widzę jak odtrącają moją osobę. Gdy wyruszamy gdzieś tworzą grupkę a ja? Idę za nimi niczym włóczący się pies z podkulonym ogonem. Tylko parę razy zerkną czy w ogóle jeszcze idę, a gdybym im o tym powiedziała wytykały by mi to co ja uczyniłam, najlepsze w tym byłoby to, że tak na prawdę nic nie zrobiłam, bowiem nie znam ich, a oni mnie. Nie wiedzą przez co przechodzę. Nie wiedzą dlaczego nienawidzę własnego ciała i dlaczego cholernie boję się dotyku chłopców czy ich spojrzeń. Zawsze spuszczam głowę w dół, ale poczekajmy chwilę, odzyskam dawną pewność. Zrobię to dla Sary i pozostawię ich tak jak oni zrobili to ze mną. Pokaże im wszystkim jak to jest czuć się szmacianą lalką w dłoni świata. Malutki kwiatek wkrótce rozkwitnie i nie powstrzyma go nawet podmuch wiatru, czy buty otaczających go ludzi. Podniosę się kolejny raz, ostatni i nie upadnę, a gdyby nawet to wiem, że będę miała dla kogo wstać. Nie duszę w sobie już niczego, nawet tego, że ktoś perfidnie dotykał małą dziewczynkę tam gdzie nie powinien. Z dnia na dzień czuję siłę, czuję że mogę na prawdę stanąć normalnie na nogach i to dzięki jednej dziewczynie, która jest ode mnie młodsza. To ja powinnam się nią opiekować, a jest tak, że to ona otacza mnie płaszczem ochronnym. Wie o mnie wszystko, jej wzrok przeszyłby mnie na wylot, wie gdy coś jest nie tak. Gdy nie chcę mówić naciska na mnie, staje się upierdliwym człowiekiem a ja kocham takich ludzi, którzy pomimo sprzeciwu pomagają nie słuchając, że dana osoba nie potrzebuje pomocy. Gówno prawda, ona tylko chce sprawdzić czy kolejna osoba oleje tak na prawdę całą zaistniałą sytuację. Czy przejdzie obojętnie a może w końcu zrozumie, że obok niej wykrwawia się człowiek, który nie dawno mówił innym, że jest ok. Jestem cholernie wrażliwa, sam wzrok daje mi do zrozumienia, że ktoś mnie nie lubi, nienawidzi czy mną gardzi. Staram się więc unikać spojrzeń, ale co gdy ktoś cały czas wpatruje się w ciebie z daleka - nie wiesz czego chce, jakie ma zamiary. Moim postanowieniem noworocznym jest całkowita zmiana. Pomogę każdemu kto błądzi, szuka pomocnej dłoni czy zrozumienia jak ja. Jeżeli to czytasz napisz w komentarzu co cię dręczy lub jeżeli będziesz chciał/chciała podam ci swojego fb czy gg. Postaram się pomóc i obiecuję, że będę nie tak jak inni, tylko na zawsze. Pamiętaj aby nie obwiniać się za wszystko słońce, to nie Twoja wina. Ludzie lubią zwalać na innych winę, a Ty jesteś odporny, przyjmujesz to swoje barki z pokorą, cierpiąc potem za to. Wierzę w was słoneczka kochane, musicie zrozumieć, że nie wszystko to wasza wina.
" A gdybym była chora?
Gdybym leżała w szpitalu, umierała?
Nikt by do mnie nie przyszedł,
nikt nie trzymał by mnie za rękę dzień i noc,
nikt by mnie nie wspierał,
nikt nie mówił by mi że jestem piękna,
nikt nie przesiedzi przy moim łóżku aż do końca,
nikt nie potrzyma mnie za rękę kiedy będę odchodzić z tego świata.
Czy mamy w sobie jeszcze odrobinę człowieczeństwa, uczuć? "
niedziela, 20 października 2013
Ból jednoczy, blizny uczą milczenia
" Gdy zobaczysz w jej oczach łzy nie pytaj dlaczego,
bo i tak Cię okłamie.
Ale bądź przy niej i oboje milczcie.
Dla niej cisza, to lekarstwo.
Gdy zobaczysz jej pocięta rękę nie pytaj jak to się stało,
bo i tak Ci nie powie prawdy.
Bo ona jestem inna.
Ma swój własny świat.
Zamyka w sobie ból.
Chce go udusić, a potem wypłakać.
Cały czas z nim walczy.
Nie umie się zwierzać, bo bardzo ją to boli.
Wszyscy mają ją za zakręconą dziewczynę, która cały czas się śmieje.
Ale ona się śmieje, żeby nie płakać.
Gdy popatrzysz w głąb jej oczu, poznasz prawdę.
Tylko tak możesz zobaczyć, co czuje... "
Pozory mylą, cholernie mylą.. Możesz siedzieć obok drugiej osoby i być stuprocentowo pewnym, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Uśmiecha się, jest pewna siebie i doskonale sobie radzi z tym całym bałaganem. Ale nagle przecierasz oczy, bo nie możesz uwierzyć, widząc tą na pozór cholernie twardą osobę, która nie nadąża z wycieraniem lecących po policzku łez. W jednej sekundzie radośnie śmieje się ze świata, a w następnej cały ten świat rozwala jej na pozór spokojne wnętrze, które tak na prawdę od dawna nie było stabilne. Jak chmury, które powoli zbierają się by wybuchnąć w postaci błyskawic i grzmotów, tak samo my gromadzimy uczucia w sobie, nie dając im ujścia, aż w końcu same wyciskają nas jak przesiąkniętą gąbkę. Wydaje wam się, że to świat sprawia te wszystkie problemy, że to on jest winny temu, iż my tak bardzo cierpimy. Na drugim miejscu stawiacie Boga, bowiem ktoś musiał dać początek życia, które nie koniecznie jest kolorowe bo już na starcie jest się na przegranej pozycji. Następna jest rodzina, której tak samo wy nie rozumiecie jak i oni was. Winni są ludzie, którzy nie potrafią odnaleźć wewnętrznego spokoju, którzy nie potrafią się wyciszyć. Przecież cisza może zdziałać cuda? Zatrzyma kumulujące się nieprzyzwoite słowa, które stuprocentowo uderzą w czuły punkt drugiej osoby.To ona pozwala nam na przemyślenie wielu spraw. Niestety są właśnie tacy, którzy czerpią z życia ile tylko się da, nie zważając na osoby, które blokują dalszą drogę, bowiem potrzebują waszej pomocy. Odpychacie ich, zadeptujecie - mamy szczęście, więc po co nam ktoś, kto nigdy nie zaznał takiego uczucia? Nie zdajecie sobie jednocześnie sprawy z tego, że kiedyś to wy będziecie stać na miejscu tej osoby. Gdy wypuści ostatni dech z piersi, zamknie przemęczone oczy i ten ostatni raz pozwoli spłynąć łzie by na zawsze zapomnieć, że kiedyś to była jej rutyna dnia. Ona odejdzie, a za nią pójdą następni.. Bawicie się uczuciami innych, nawet tych, na których wam zależy. Udajecie, że ich nawet nie zauważacie, nie zważając na to czy ich ranicie. Nie obchodzą was ich uczucia, nie interesuje was to co czują... Dlaczego dopiero gdy odchodzą zdajecie sobie sprawę z tego, co w nich najbardziej kochaliście. Przyjaciele ? Są tylko po to aby przyzwyczaić, oswoić by następnie zniszczyć. Nigdy nie przypuszczałam, że można tak bardzo na kimś polegać.. Nie zdawałam sobie sprawy, że na kimś może aż tak zależeć. Zaufałam ten ostatni raz, na nowo dowiadując się jak twarda jest podłoga. Dzisiaj nadal wyciągam dłoń, by złapać powietrze - dławię się tym wszystkim, czy dla mnie nie ma ratunku ? Racjonalną odpowiedzą jest iż dla każdego jest deska ratunkowa, niestety gdy ktoś ten enty raz oczekuje na nią, gdy ktoś ten enty raz wędruje po nią nie znajdując jej - ma dosyć. Najzwyklejsze czynności przerastają go, nie potrafi spojrzeć na siebie, wini samego siebie, a przecież
to on został kozłem ofiarnym. Coraz głębiej uciska zęby na dolnej wardze, z której sączy się krew - odczuwa ból, ale mniejszy od tego, który zadała mu niegdyś bliska osoba. Kolejną noc pod rząd płacze, wstając rano z przekrwionymi oczami - niestety nikt tego nie zauważa, pomyśli, że może zawiało mu je? Zaczyna samookaleczenie się, daje mu to tymczasową ulgę, jednak i dla niego wieczory są najgorsze.. Co by było, gdyby twarz człowieka mogła dokładnie wyrazić całe wewnętrzne cierpienie? Gdyby zobiektywizowała się w akcie ekspresji, cała wewnętrzna męka? Czy moglibyśmy jeszcze rozmawiać ze sobą? Czy nie musielibyśmy wówczas mówić, zakrywając rękoma twarz? Życie byłoby praktycznie niemożliwe, gdyby owa nieskończoność odczuć, jaką w sobie nosimy - uzewnętrzniała się w rysach twarzy. Nikt nie miałby już odwagi przejrzeć się w lustrze, bo w groteskowym i tragicznym zarazem wizerunku twarzy stapiałyby się w jedno plamy i wstęgi krwi, rany co nigdy się nie zabliźniają i strugi łez, co nigdy nie będą powstrzymane.
Tak bardzo boję się rano wstać, boję się dnia - codziennie boję się otworzyć oczy, ze strachu przed świtem, zupełnie nie wiem, co zrobić z nadchodzącym dniem. No nie mogę. Mam niby jakieś obowiązki, a przecież – pustka, jakby zupełnie nie miało znaczenia czy wstanę czy nie wstanę, czy zrobię coś, czy nie zrobię. Higiena, jedzenie, praca, szkoła, proszki, sen. Tak na prawdę nigdzie nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku u naszymi tajemnicami i wewnętrznym głosem, którym żegnamy lub przeklinamy mijający dzień. Zniekształcony obraz rzeczywistości zamknął mnie w gamie masek jakie codzienne zakładam. Gram miłości - tyle potrzebuję, by móc wyrwać się z tego teatru sztucznych uśmiechów i niekończącego się smutku. Oddałam im najlepszą cząstkę siebie i gdy odeszli już nic nie było takie samo. Oczy wilgotniały, coraz częściej z warg sączyła się brunatna krew, a wieczory z dnia na dzień stawały się coraz bardziej samotne. Pozostawili po sobie echo wspólnie spędzonych, szczęśliwych dni. Ich tętnica pompowała krew dla moje serca, więc jak ono ma teraz bić, skoro nie czuję ich obok siebie? Mogę zapukać do waszego domu, z własnym sercem na dłoni, które tęsknota do was mi je wyrwała. Kawałek po kawałku, z większym bólem niż wy sami zadawaliście każdego dnia. Może nie otworzycie, a wtedy zostawię je na wycieraczce. Możecie je podnieść i włożyć między żebra, albo zdeptać i pozbyć się jak zrobiliście to dotychczas. Wówczas znowu nastaną puste wieczory, które przepełnione są rozdrapywaniem niedawno zagojonych ran. Zamykasz się w zaciszu czterech ścian i masz dosyć życia, bo przecież nikt cię tutaj nie potrzebuje. Słoneczne promienie, które przeszywają twój pokój denerwują cię tak bardzo, że po chwili nikną one pod czarną zasłoną. Siadasz w kącie, podkulasz nogi obejmując je jednocześnie trzęsącymi się dłońmi i wykonujesz czynność, która daje ci ukojenie - mianowicie jest to płacz. Łza za łzą spływa po twoich obolałych nogach, zostawiając prostą linią spływu, ślad, który wskazuje kolejną denną historię z twojego życia. Głowa pęka z nadmiaru myśli, po raz kolejny wyciągasz białą flagę, może jest to ostatnia rzecz jaką uczynisz? Kto by pomyślał, że upadniesz przez ludzkie ciosy. Trafiły w sedno, w uczucie, które narastało każdego dnia - rosło do momentu aż pękło. Powracają starzy przyjaciele - ostrza, które jako jedyne dają ukojenie, kartka papieru, która służy jako mroczny pamiętnik. To właśnie w nim zapisujesz wszystkie złe emocje, orientując się, że jest już zapełniony. Rzucasz nim w kąt, bo po co ci on, skoro nie ma w nim miejsca na najmniejsze, najkrótsze słówko. Zobacz jakie to dziwne. Podobno ludzie są odporni na ból, smutek a nie potrafią odróżnić człowieka szczęśliwego od przygnębionego. Nie zauważają ran, blizn, wyschniętych na policzkach śladów po litrach łez. Oni nic nie widzą. Po prostu człowiek chce widzieć to co dobre, to co jego nie dotknie i nie zabije. Powiedz mi, że ta rasa, która “podobno zmienia świat” nie jest samolubna, no powiedz…
sobota, 10 sierpnia 2013
A czy Ty słyszysz tę ciszę ?
Porozmawiajmy o setkach nieprzespanych nocy,
o krwistoczerwonych oczach szczypiących od płaczu. Porozmawiajmy o moim
pustym odbiciu w lustrze, o poranionych nadgarstkach i krwawiących
wargach. Porozmawiajmy o śmierci z tęsknoty. Porozmawiajmy o tym,
dlaczego nie potrafiliście kochać, o tym dlaczego kazaliście wierzyć mi w
wieczną miłość, przyjaźń. Porozmawiajmy o tym dlaczego byliśmy paradoksem, o tym
dlaczego jestem taką idiotką. Porozmawiajmy o wspomnieniach, które
odbijają się echem w mojej głowie, niczym niemy krzyk. Porozmawiajmy o
szczęśliwych zakończeniach, których nie ma. Porozmawiajmy o Waszych pożegnaniach i o słowach, które wtedy padły. Porozmawiajmy o moim sercu,
które wrzuciliście do pierwszego lepszego śmietnika, o bólu otwierania
powiek. Porozmawiajmy o kłamstwach i wiecznych nadziejach wypełniających
mnie całą. Porozmawiajmy o uczuciach, które zdeptaliście, bo tak bardzo Was uwierały. Jeśli macie w sobie tyle odwagi to porozmawiajmy.
Posłuchacie, jak trudno jest mi zapomnieć. Próbowałam wszystkiego i nic nie daje mi sytego ukojenia.. Nic i nikt nie pozwala mi zapomnieć jak bardzo mnie zraniliście i nadal to robicie.. Czy wy na prawdę tego nie zauważacie?! Codziennie przechodząc obok mnie widzicie moją walkę z uśmiechem, moją smutną twarz a pomimo tego nie pomagacie. Po prostu powiecie kolejną plotkę lub zapytacie głupio:
-Co u ciebie? - i na tym cała rozmowa się zakończy. A ja na drugi dzień od innych osób usłyszę jak to "przyjaciele" potrafią opowiadać moje "fakty" z życia. Nic nie wiecie! Pękam od środka, zalana litrami łez, ale was to nie obchodzi. Nie obchodzi was to, że wieczorami, gdy na ścianę wkrada się cień zaciskam z całych sił kołdrę, by tylko nie dotknęły mnie. Wybucham kolejnym płaczem, który jest egzystencją mojego marnego życia. Demony powracają a wraz z nimi Wy - i po co mi to, co? Po cholerę chcecie znowuż to brać udział w moim życiu, gdy powolnym etapem unosiłam się. Gdy wrak mojej istoty odbudowywał malutkimi kawałeczkami kolejne części zaufania, radości, miłości, szczęścia - wszystkiego, co miałam dawniej. A teraz? Jesteście WY - pierdoleni obłudnicy, którzy potrafią tylko kłamać, przyzwyczajać. Czemu wybraliście sobie mnie na worek treningowy? Przecież mam uczucia - bynajmniej miałam, póki nie wsadziliście w moją duszę tę brudną dłoń i nie wyciągnęliście tak po prostu całe moje dotychczasowe szczęście, nawet nie dziękując za nie. Boli mnie.. Wszystko mnie boli - każdy dech, przy którym kości strzelają niczym stąpanie po suchych gałęziach. Serce, z którego już tak mało krwi wypływa, wargi, z których wylewa się tylko ropa, bo i tam zabrakło również czerwonej mazi. Zaciśnięte powieki, by tylko nikt nie widział mojego bólu - gdy zajrzysz w ich głąb, ujrzysz całe moje cierpienie.. Oszczędzę ci tego, pomimo, że cię nie znam, nie dam ci cierpieć jak ja. Bo ty nie masz bladego pojęcia jak to jest wykłócać się z Bogiem o normalne życie, pieczętując to wylaniem kolejnych litrów łez, z pięściami w ustach, żeby nikt nie słyszał, jak bardzo krzyk rozsadza Ci płuca. Może nie potrafię przyjąć do wiadomości
pewnych rzeczy? Wypieram się, że jestem zbyt młoda, by to ogarnąć – a
tak naprawdę nie chce ich zrozumieć. Nie chcę cierpieć. Przez ten cały
czas zrobiłam sobie barierę ochroną – widocznie jest nieszczelna
Najwyraźniej to wszystko musi się zjebać. Życie robi ze mnie
pośmiewisko. Podstawia mi kłody pod nogi. I co sobie myśli? Że się przeciwstawię? Chyba prędzej wyciągnę białą flagę – a wiesz dlaczego?
Już nie mam siły. Tyle przeciwności losu. Mówią, że jesteś bardziej
odporny na ból jak często upadasz. Tylko chodzi o to, że ten enty raz
nie masz siły wstać. Klęska daje kopa w dupę, by stawiać czoła szarej
rzeczywistości – to już przeżytek,gówno, a nie prawda. Gdzie byliście, kiedy otwierałam szeroko okno i
siadałam na parapecie zastanawiając się czy z niego skoczyć. Gdzie
byliście, kiedy uczucia i wspomnienia wykradły ze mnie jakiekolwiek chęci
do życia, kiedy zastanawiałam się czy ktokolwiek za mną zatęskni, kiedy
mnie już nie będzie. Czy ktokolwiek będzie płakał? Czy na Waszej twarzy
zagości smutek? Czy przyjdziecie na mój pogrzeb i w płaczu nieba położycie białą różę na grób? Czy z Waszych oczu popłyną łzy? Czy będziecie bić się
w pierś, że to Wasza wina? Czy poczujecie ten okropny ból, który mnie
trzymał za rękę cały czas? Będziecie żałować, że nie zdążyliście powiedzieć
'nie odchodź'? Czy wspomnienia przyprawią Was o łzy? Czy wykrzyczycie
całemu światu jak bardzo kochaliście jednocześnie nie umiejąc? Czy Wasze
serce pęknie na pół, kiedy usłyszycie, że nie potrafiłam bez Was żyć i
dlatego umarłam? Gdzie jesteście, kiedy wyciągam dłoń w Waszym kierunku,
chcąc złapać szczęście a łapię tylko powietrze? Was nie ma, a ja
każdego dnia zastanawiam się czy skoczyć.. Samotność, znasz to, prawda? Doskonale znasz
samotne i puste wieczory. Kiedy siedzisz na parapecie z z kubkiem
gorącej herbaty, która parzy Twoje dłonie, a Ty tego nie odczuwasz.
Doskonale znasz ciemność, w której szukasz drugiej dłoni, a jej nie
znajdujesz. Doskonale wiesz jak boli, kiedy z Twoich oczu płyną łzy, a
nie ma kto ich ocierać z Twojego policzka. Doskonale znasz ten stan,
kiedy nie ma sensu się budzić, bo zwyczajnie nie masz powodu by wstać.
To ten stan kiedy masz ochotę utopić ból w wódce, a łzy osuszyć
papierosem. Obumierasz, a może już umarłeś, bo nie czujesz, że żyjesz,
bo nie masz czym oddychać. Stąpasz po ścieżce życia sam i kiedy upadasz
nie ma Cię kto podnieść, cierpisz i wewnętrznie krwawisz. Samotność, tak
bardzo to znasz. Zamyka Twoje powieki wieczorem by rano na nowo je
otworzyć. Otacza Twoje serce, które bije od niechcenia. Samotność, Moje
drugie imię.
Kiedyś słyszałam, że po burzy wychodzi tęcza.. Więc gdzie ona do cholery jest?!
Subskrybuj:
Posty (Atom)